"anioł zaklęty w skorupie kamienia"

odkrywanie siebie po kawałku…

Pismo Suma

Zapraszam do przeczytania kolejnej gawędy, którą napisałam dla Pismo Suma
http://pismosuma.pl/gawedy-opoczynskie-2/

„Po Bajkale. Rowerem przez Syberię” Jakub Rybicki. Zachwycona

Syberia – piękna i groźna, Bajkał – fenomen, w którym człowiek zakochuje się od pierwszego wejrzenia… i chłopak lubiący jeździć na rowerze. Brzmi dziwnie? O nie! Brzmi intrygująco i na pewno będzie ciekawie.

Jakub Rybicki – fotograf i podróżnik, wschodoznawca (jak możemy przeczytać w jego książce) wyrusza zrealizować swoje marzenie – przejechać rowerem Bajkał. Zapytacie: „Ale jak to przejechać Bajkał? Rowerem? Przecież to jezioro!”. Macie rację (choć może tylko połowicznie), bo po pierwsze Bajkał jest dla „miejscowych” morzem a nie jeziorem, a po drugie – owszem można przejechać po Bajkale rowerem – czego zresztą dokonał autor książki z kolegą, ponieważ Bajkał zimą zamarza. Ale czy to takie proste? Nam się wydaje, że sroga zima to -10 C… Dla ruskiego mieszkającego na Syberii to ocieplenie ;) Jak możemy przeczytać w książce „Po Bajkale. Rowerem przez Syberię” co poniektórzy widziani byli podczas takiej temperatury niezbyt grubo ubrani ;)

Sam pomysł na wyprawę zasługuje na podziw, a powstanie książki na podziękowania. Dzięki niej możemy choć odrobinkę wczuć się w ten syberyjski klimat. Od kiedy zaczęłam studiować rusycystykę, fascynowała mnie Syberia: szamanizm, rdzenni mieszkańcy i ich zwyczaje oraz zachwycający Bajkał. Zobaczyć Bajkał – to moje marzenie (być może kiedyś się spełni – kto wie?). Dzięki Jakubowi Rybickiemu odkrywam Bajkał z perspektywy brawurowego podróżnika. Sroga zima, Bajkał, rower – czy nie brzmi to brawurowo?

Książkę czyta się bardzo dobrze. Autor ma poczucie humoru i dystans do siebie. Nie chodzi w niej o to, że autor wychwala swoje osiągnięcia („Patrzta ludzie jakim odważny!”), tylko o podsumowanie przygód, myśli towarzyszącym kolejnym spotkaniom czy problemom na drodze do celu. I jak bardzo choć przez chwilę chciałabym się poczuć tak jak autor książki kiedy największym zmartwieniem było to czy znajdą miejsce do spania i czy uda się w miarę szybko zagotować herbatę… A tu pogoń za pieniądzem, kariera, rodzina, znajomi i wszystko w takim tempie, że człowiek ma 30 lat i się dziwi że to już… a 50 – kiedy to minęło… i zaraz koniec drogi…
Podziwiam autora za determinację i siłę dzięki której przeżył tak wspaniałe przygody, które niestety mi mogą się tylko śnić ( ;) ). Dzięki takim relacjom podróżniczym człowiek zaczyna sobie uświadamiać, że trzeba w życiu być trochę szalonym i stawiać na realizacje marzeń.
„Po Bajkale. Rowerem przez Syberię” gorąco polecam!

(zdjęcia w książce: cudne – inaczej napisać się nie da)

117565-po-bajkale-jakub-rybicki-1

„Lampiony” Czy Łódź jest winna?

Krystyna Bonda zachwyciła mnie „Okularnikiem” i nie gorszym „Pochłaniaczem”. Tak to były dwa kryminały, które szczerze mi się podobały i które pochłonęłam w dwa, trzy dni. Dość głośno się zrobiło w tamtym roku o „Lampionach”, więc zachęcona „szumem” medialnym wokół nich i tak dobrym wspomnieniem po poprzednich przygodach Załuskiej postanowiłam przeczytać i je – tym bardziej, że cała akcja dzieje się w Łodzi. A Łódź to miasto w którym mieszkam już 8 czy 9 lat, więc ciekawie się zapowiadało zobaczyć ją oczami Saszy Załuskiej.

Kryminał „Lampiony” stety czy niestety nie przebił jak dla nie „Okularnika”. Nie trzymał aż tak w napięciu choć sama historia podpalacza była dość ciekawa. Jednak już pod koniec zaczęło robić się nudnawo…

Sasza przyjeżdża do Łodzi – tej słynnej Łodzi gdzie absurd miesza się z bolesną rzeczywistością. Gdzie w środku miasta stoi „stajnia jednorożców”, a niedaleko pełno obdartych bloków czy zaniedbanych kamienic. Bohaterkę miasto intryguje, ale nie tylko ono ale i mieszkańcy. A ci wydaje się, że w Łodzi są uwięzieni jakby w klatce. Najciekawsze w tym wszystkim było to, że Łódź to nie bierne miejsce akcji – tło książki, a jakby jeden z bohaterów. Brawa dla autorki, która tak sprytnie uwiła intrygę, że samo miasto stało się jakby winne nieszczęśliwych wypadków. Zdecydowanie to urzeka w tej historii najbardziej. Reszta – przeciętnie.

Czy polecam? Tak.

Nowy Rok 2017

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku dla wszystkich, którzy tutaj do mnie czasem zaglądają.

Mam mocne postanowienia: przeczytać min. 50 książek i co miesiąc napisać coś dla Was na blogu. To jedne z tych które wiem że MOGĄ się spełnić o ile będę mieć w sobie dużo samozaparcia :) Mam nadzieję, że ogarnę swoje życie i będzie chodzić jak w zegarku. Rola mamy jest jednak wyczerpująca, ale przynajmniej sprawia wiele radości kiedy patrzy się na swoją pociechę. Rola żony wymaga nie mniej pracy, w końcu mówią, że mężczyźni to jak duże dzieci więc… :) Do tego powrót do pracy… Trzymajcie za mnie kciuki! I widzimy się już niebawem! :)

„Pustułka” Katarzyna Berenika Miszczuk

Niedawno pisałam wam o kryminale „Wszyscy ludzie przez cały czas”, na tle którego „Pustułka” wypadła baaardzo dobrze. Po takim gniocie historia morderstw na greckiej wyspie była interesująca. Jednak teraz czytam „Lamiony” Bondy i muszę przyznać, że „Pustułka” względem tej książki jest na takiej samej pozycji jak „Wszyscy ludzie…” względem „Pustułki”. Ale ale… przecież nie tak się powinno oceniać książki…

Zatem, kiedy zabrałam się za czytanie, od razu nasunęła mi się myśl „skąd ja to znam?”. Ano właśnie, widziałam film albo i czytałam książkę, która już miała taką oto historię: rodzinka spotyka się na wyspie, są odcięci od świata, pogoda utrudnia kontakt ze światem zewnętrznym, umierają/giną ludzie, kto jest mordercą? Musi to być ktoś kto jest na wyspie a obecnych jest niewiele kucharka, lokaj, stary grek  na posyłki, tatuś z kochanką, żonka-alkoholiczka, chory psychicznie syneczek z nowo poślubioną miss, córeczka pasjonatka pustułek, cioteczka z nowym menem chirurgiem plastycznym i wierny sługa (ach przepraszam – pracownik) tatusia. Najpierw ginie kochanka i tu klasycznie – czy mordercą jest tatuś czy zazdrosna żonka? Potem ginie ktoś inny więc podejrzanych przybywa…  niby nie wiadomo kto, a jednak spostrzegawczy czytelnik już po samym tytule wywnioskuje co się ma na rzeczy…

Jeśli ktoś lubi tą autorkę myślę, że się nie rozczaruje (miałam jedno podejście do jej książki „Ja diablica” ale niestety kilkanaście pierwszych stron skutecznie mnie zniechęciło). Ten kryminał jakoś przeskoczyłam i to nawet gładko. Nie ma co tu dalej pisać i streszczać wam fabuły. Czy warto książkę kupić? Nie. Czy warto pożyczyć i przeczytać? Tak, jeśli ktoś lubi proste jak budowa cepa kryminaliki. (Może i historia sama w sobie jest zawiła ale sposób przedstawienia jak z warsztatów „uczymy się pisać kryminały”) ;)

Post Navigation